Nie wiem, czy też to czujesz, ale nadchodzi coś wielkiego. Nie mam na myśli kolejnego aparatu z autofokusem szybszym niż reakcja Garry Kasparova na kolejny ruch Deep Blue. Myślę o AI i jej/jego pomyśle na fotografię. A konkretnie – generatywne AI, które nie potrzebuje modelki, lampy błyskowej, wynajętego studia ani nawet… fotografa.
To nie jest chwilowa moda. To zmiana zasad gry. Dla jednych to koniec pewnego modelu pracy. Dla innych – okazja, by wyjść poza schemat i zbudować nowe portfolio, nowe usługi, nową wartość. Ale zanim tam dotrzemy, musimy przyjrzeć się, co naprawdę się zmienia. Dziś trudno przewidzieć, w którym kierunku pójdą wszystkie zmiany. Być może jesteśmy na etapie jakiejś transformacji rodem z przełomu analog-cyfra i potrzeba będzie kilku lat żeby okazało się jakie realia w działaniu jako fotograf zarysują się na najbliższe lata.
Jeśli jesteś fotografem, który śledzi, co dzieje się w świecie obrazów, to pewnie już słyszałeś o DALL·E, Midjourney albo Firefly. Te algorytmy potrafią „narysować” obraz, jakiego sobie zażyczysz – słowem. Jednym zdaniem lub dłuższym promptem. I robią to coraz lepiej. Do tego są coraz łatwiejsze w obsłudze, coraz bardziej zintegrowane z pakietami graficznymi, a co najważniejsze – coraz tańsze.
Zerknijmy na kilka dziedzin fotografii, które – moim zdaniem – mogą przegrać z AI. Nie z powodu braku talentu. Po prostu dlatego, że w tej grze ktoś zmienił zasady. Ale spokojnie – będzie też trochę światła na końcu tunelu. I kilka pomysłów, jak przetrwać burzę.
1. Fotografia stockowa – Titanic na pełnym morzu
To chyba najbardziej oczywista ofiara. Przez lata fotografowie robili tysiące zdjęć do banków: uśmiechnięci ludzie z telefonem, wideokonferencje, zdrowe śniadania, ścieżka kariery na infografice. Brzmi znajomo?
Dziś marketerzy generują takie obrazy sami. Zamiast przeszukiwać Shutterstocka, wpisują prompt w Midjourney czy ChatGPT i po 10 sekundach mają dokładnie to, czego potrzebują. Idealne światło, zero praw do wizerunku, jeden abonament i już.
Stock przestał być źródłem pasywnego dochodu. Stał się polem bitwy, w którym ludzie konkurują z algorytmem. I niestety, algorytm wygrywa coraz częściej. Nawet Shutterstock i Getty wprowadzają swoje generatory, by utrzymać klientów. Mówiliśmy niedawno w podcaście Niezłe Aparaty, że same stocki zarabiają na trenowaniu AI.
Czy zatem stock zniknie? Nie od razu. Ale jeśli ktoś teraz wchodzi w tę specjalizację z nadzieją na super zarobek… lepiej niech się dobrze zastanowi. To co może go tam spotkać to mikrosprzedaże, chociaż w obecnej dobie każdy grosz się liczy by firma mogła funkcjonować.
2. Fotografia produktowa – packshot na sterydach
Klient ma 100 nowych kosmetyków. Każdy trzeba sfotografować, wyciąć tło, dopasować cienie, kolor, zrobić wizualizacje do e-commerce.
Albo: klient wrzuca zdjęcie butelki, a AI generuje 20 wersji – na marmurze, w łazience, z kropelkami rosy. Bez rozstawiania lamp, bez zmiany obiektywu. Bez fotografa.
To nie znaczy, że nikt już nie potrzebuje zdjęć produktowych. Ale oznacza, że rynek masowy, katalogowy, tańszy – po prostu się skurczy. Fotografia produktowa przeżyje, ale raczej w klasie premium. Tam, gdzie klient płaci za jakość czy oryginalność a nie za szybkość.
3. Portrety biznesowe – headshot z promptu
Wiem, ilu fotografów żyje z robienia zdjęć do CV, na LinkedIn, do broszur firmowych. Wiem, że to nie tylko zdjęcia – to czasem rozmowa, wsparcie, budowanie pewności siebie.
Tylko że… klientom często wystarczy „ładne zdjęcie”. Bez konieczności wychodzenia z domu. Wystarczy selfie i 29 dolarów. Serwis zrobi resztę. AI wyrzeźbi szczękę, poprawi włosy. Kto nie wierzy niech zerknie tutaj.
Coraz więcej aplikacji i serwisów proponuje portrety wyglądające na profesjonalne. I chociaż jakość jeszcze nie dorównuje dobrym headshotom, dla wielu to po prostu wystarcza.
Czy jest w tym dusza? Nie. Ale działa. I dla wielu firm to wystarczy.
4. Reklama – klient chce obraz, nie aparat
Agencje reklamowe zaczęły rozumieć jedną rzecz: nie potrzebują zdjęcia. Potrzebują obrazu, który poruszy emocje i sprzeda produkt. I jeśli ten obraz stworzy AI – bez ekipy, lokacji, licencji – to świetnie.
Reklamy z wygenerowanymi modelkami, jedzeniem, nawet… meblami w scenerii marzeń? To się już dzieje. Od kiedy IKEA nie ma w swoim katalogu zdjęć? Hm, od tak dawna, że nikt już nie pamięta, że to był kiedyś foto-katalog.
Już teraz agencje pracują z AI na etapie koncepcji, ale coraz częściej także przy finalnych grafikach. Bo AI pozwala działać bez kosztów.
Czy fotograf-reżyser, artysta wizji się obroni? Tak. Ale techniczny wykonawca briefu za 500 zł dziennie? Coraz częściej nie.
5. Fotografia kulinarna – przepis na obraz
Wpisujesz: „makaron z pesto na ciemnym tle, z dymem, światło Rembrandta” – i masz. Bez stylisty, bez lodu w aerozolu.
W blogach, gazetkach marketów, reklamach restauracji – te zdjęcia już w dużej mierze są wygenerowane. Nie mówimy o tych z górnej półki, tu raczej zagrożony jest rynek związany z tą średnią.
Jedzenie przestaje być czymś, co trzeba gotować i fotografować. Wystarczy umiejętnie wygenerować. Oczywiście, topowe restauracje nadal będą inwestować w autentyczność. Ale gastronomia masowa? Idzie na skróty.
6. Architektura i wnętrza – jak z katalogu snów
To trudny temat, bo fotografia wnętrz ma swoją dynamikę. Ale coraz więcej agencji nieruchomości korzysta z „wirtualnych inscenizacji” – meble dodane AI, światło zrobione w Photoshopie, perspektywa idealna.
Nie potrzeba ani fotografa, ani ekipy do home stagingu. Tylko render i sprytny prompt. A klient nie widzi różnicy – przynajmniej dopóki nie przekroczy progu rzeczywistego mieszkania.
Zresztą to już nie tylko nieruchomości. Sklepy meblowe, portale wnętrzarskie, influencerzy wnętrz – wszyscy testują AI do wizualizacji. Czasem nawet nie wiedziałeś, że zdjęcie, które scrollujesz, nie istniało.
7. Moda – modelka, która nie istnieje
Nie mów tego swoim koleżankom modelkom, ale AI potrafi dziś tworzyć hiperrealistyczne sylwetki, które są piękne, różnorodne i bez roszczeń o prawa do wizerunku. Widzimy je na autobusach, billboardach…
Zaczęło się od eksperymentów (Levi’s i AI-modelki), ale to może być trend. Jeśli marka potrzebuje szybko 12 lookbooków i nie chce bookować 4 osób, stylizacji i fotografa – to droga na skróty leży właśnie w AI.
Moda cyfrowa, wirtualni influencerzy – przykład z Warmii na niektórych „zdjęciach” pozował z aparatem – znaczy robił za fotografa, ubrania, których nie trzeba szyć – wszystko to zwiastuje zmierzch klasycznych sesji mody w segmencie komercyjnym.
Czy to już koniec?
Nie. To koniec pewnej ery – tej, w której wystarczyło mieć aparat, światło i portfolio, by mieć zlecenia.
Ale zaczyna się era świadomego wyboru. Fotografowie, którzy stawiają na emocje, prawdziwe relacje, dokument, storytelling – mają przyszłość.
Reszta? Musi się nauczyć nowych narzędzi, przemyśleć swoją wartość i może… włączyć AI do swojego workflow, zanim workflow przejmie AI.
Nie chodzi o to, by walczyć z AI. Chodzi o to, by wykorzystać to, czego ona nie potrafi: ludzkie spojrzenie, intuicję, osobowość. To może być twoja przewaga.