Fuji XT4 – bokser, wagi piórkowej
Biorąc do ręki aparaty Fuji, czułem że to nie może się dobrze skończyć. Wydaje mi się, że w przypadku tej marki nie ma miejsca na obojętność. Fani mówią o Fujifilm z namaszczeniem, podczas gdy krytycy ostro obsmarowują w sieci każdą niedoróbkę. Jednym słowem: trwa foto-wojna. Coś rodem z trącącego myszką westernu Canon vs Nikon.
Czułem zatem, że cokolwiek nie powiedziałbym o własnym doświadczeniu w pracy z XT4 to pewnie i tak wyjdzie źle.
Na szczęście, przy okazji testu wyżej wspomnianego modelu, trafił w moje ręce egzemplarz Fuji XS10. Znacznie ułatwiając pracę nad tą skromną recenzją. Fotoforma najwyraźniej wiedziała co robi podsuwając mi pod nos te dwa (pozornie niezwiązane z sobą modele).
Nie tylko cena
Patrząc na pierwsze komentarze pod filmem na YouTube mógłbym pomyśleć, że się pomyliłem. Przecież XS10 to prawie to samo co Fuji XT4. Różni je tylko cena. Jeden kosztuje około 4 tysięcy, na drugi trzeba doskładać prawie drugie tyle.
Argumenty za podobieństwem obu aparatów można znaleźć zresztą także w innych miejscach. Przekonuje się w nich, że ta sama matryca (X-Trans CMOS IV) oraz ten sam procesor (X-Processor 4) muszą gwarantować bardzo podobne rezultaty. A jedyna różnica uniemożliwiająca osiągnięcie podobnego poziomu satysfakcji ze zdjęć to rodzielczość ekranu LCD oraz wizjera. Może czasem znajdzie się jakiś argument w stylu nieuszczelnionego korpusu XS10 i tylko jednego slotu na kartę SD, gdy XT4 można zabierać w ciężkie warunki pogodowe i cieszyć się możliwością zapisu na dwóch kartach…
Na papierze i w recenzjach rozegzaltowanych klientów salonów fotograficznych oba aparaty wyglądają zatem bardzo podobnie. Gorzej gdy bierze się je do ręki i próbuje z nimi zaprzyjaźnić.
XT4 staje się najlepszym kumplem fotografa już po pierwszej kawie, podczas gdy XS10 zachowuje się tak, jakby chciał udawać kogoś kim nie jest.
Postawię kontrowersyjną tezę: XS10 nie zasługuje by nosić koszulkę z napisem Fuji.
Tak jest! XS10 odbiega od tego co jest wielką przewagą (moim skromnym zdaniem) aparatów spod znaku Fujifilm, które miałem okazję poznać. Czyli systemu pokręteł funkcyjnych umieszczonych na korpusie. To co w XT4 mamy na wyciągnięcie ręki, w XS10 schowano w menu aparatu. Pozostawiając pokrętło z trybami PASM.
Rozumiem, że do wszystkiego da się przyzwyczaić, ale gdy wyszedłem z XS10 sfotografować wschód słońca nad jednym z pobliskich jezior – palce niemal zesztywniały mi podczas błądzenia po menu. O niewygodnym joystiku, małych przyciskach i mikroskopijnym otworze na palec (służącym do wyciągania ekranu) szkoda nawet wspominać. Możliwe, że Frodo Baggins byłby zadowolony z wielkości tych elementów, ale człowiek średniej wielkości już nie za bardzo.
Nie zrozumcie mnie źle. Lubię małe aparaty (jako dowód przytoczę choćby recenzowane wcześniej modele Ricoh GRIII lub Sony A7 mk III), ale ten jakoś wyjątkowo nie przypadł mi do gustu.
Fuji XT4 – aparat na profesjonalne zlecenia?
Zupełnie inaczej prezentował się na tym tle model XT4. Aparat da się obsługiwać bez problemu nawet w rękawiczkach narciarskich z jednym palcem! Chcesz zmienić czas naświetlania? Nie ma problemu, chwytasz pokrętło wielkości kapsla (czy “kabzla” jak twierdzi mój dziadek) i sprawa załatwiona.
Całość zdaje egzamin także przy zastosowaniu trybów preselekcji przysłony albo preselekcji czasu (nota bene: w aparatach bez PASM ustawia się je nieco inaczej).
Wydaje mi się, że w Fujifilm postawienie na wygodę używania powinno być priorytetem. Tych aparatów nie biorą do ręki przypadkowe osoby. Przy całym szacunku do marki, to jednak inni producenci obsługują masy. Do Fuji dociera już nieco przesiana klientela i chyba wartałoby zastanowić się nad tym do kogo ma być skierowana nasza oferta (proszę przekazać panu Shigetaka Komori).
XT4 jest w mojej ocenie prawidłową odpowiedzią na potrzeby zaawansowanych amatorów i profesjonalnych fotografów, szukających dużych możliwości za nieco niższą cenę.
Nie wiem skąd wzięła mi się ta myśl, ale od samego początku obcowania z tym modelem zastanawiałem się czy zaufałbym mu na tyle by zabierać go na profesjonalne zlecenia.
Nigdy wcześniej nie korzystałem z aparatów bez pełnej klatki realizując zdjęcia dla klientów. Po namyśle stwierdzam, że nie miałbym oporów. Aparat nadaje się na misje specjalne takie jak reportaż czy sesje w plenerze. Do przypadków, w których zamawiający nie potrzebują wielkich wydruków, matryca typu APS-C nada się przecież idealnie.
Szybki i celny AF
Na moment zwrócę honor SX10: jedynym co mi się w tym aparacie podobało był celny autofokus. Nie zauważyłem jakiejś istotnej różnicy między funkcjonowaniem AF w XT4 i jego młodszym (przyrodnim) bratem. Oba aparaty spisywały się pod tym względem bardzo podobnie.
Jedynie w trybie filmowym ostrość nieco się gubiła, ale być może to kwestia obiektywu (Fujinon XF 16-80 mm f/4 R OIS) z jakim przyszło mi testować oba modele. Swoją drogą: pierścień zmiany ogniskowej w tym obiektywie jest moim zdaniem zbyt luźny, mimo ustawiania na 16 zawsze odnajdowałem go w położeniu między 16 a 23mm.
Wizjer Fuji XT4
Odkąd przekonałem się do fotografowania w trybie Live View nie zaglądam często do wizjera, ale korzystam z niego nader często – głównie do weryfikacji powstających zdjęć.
Przypomina mi to trochę praktykę zaglądania pod kurtynę w aparatach wielkoformatowych. Choć być może to tylko taki fetysz? W każdym razie, biorąc własne upodobania za czynnik usprawiedliwiający, zwracam uwagę drogiego czytelnika na wizjer umieszczony w XT4. Rozdzielczość 3,69 mln pikseli to wystarczająco dużo by mówić o wyraźnym obrazie. Jeśli ktoś uwiecznia obrazy z wizjerem przy oku to myślę, że będzie ukontentowany.
Brak ładowarki w Fuji XT4
Tym co wzbudziło mój szeroko zakrojony niepokój jest dość niekonwencjonalne podejście do kwestii ładowania akumulatora w XT4.
Co prawda, pojemność środka zasilającego aparat znacznie poprawiła się względem tego co oferował poprzednik (Fuji XT3), ale jakoś nieswojo czułem się bez wyciągania akumulatora z wnętrza aparatu i ładowania go w sposób zgodny z odwiecznym rytuałem każdego szanującego się fotografa. W XT4 dostajemy ładowarkę przypominającą tę od smartfona i musimy zadowolić się możliwością ładowania bezpośrednio w aparacie.
Capture One Express – darmowy program do obróbki
Ciekawym uzupełnieniem oferty Fuji jest możliwość korzystania z bezpłatnej wersji programu do obróbki Capture One Express for Fujifilm. Jest to oczywiście okrojona wersja popularnej alternatywy powszechnie stosowanego Adobe Lightroom.
Jeśli nie należysz do zwolenników płacenia za oprogramowanie to zdecydowanie warto sprawdzić opcję z C1 dołączanym do aparatu. Nie jest zbyt szybka i ma ograniczone możliwości w porównaniu do pełnej wersji, ale zawsze to coś lepszego niż pozostawianie zdjęć samym sobie.
Fuji XT4 – uwagi ogólne
Po głowie chodzi mi taka oto myśl, że klimat Fuji nie jest dla każdego. To tak w odpowiedzi do wszystkich krytycznych uwag jakie zdarzyło mi się słyszeć z ust kolegów, którym te aparaty nie pasowały.
Być może dla niektórych zabrzmi to jak herezja, ale pliki z XT4 bardzo przypominają mi to co można uzyskać z Leica q. Chodzi mi tu o pewną surowość. Nie są to żadne cukierkowe obrazki, ale coś co przedstawia życie w nieco innym świetle. Mam wrażenie, że Fuji XT4 i to jakie pliki wyrzuca z siebie – sprzyja bardzo mocno reporterskiemu podejściu do fotografowania.
Możliwe, że słyszeliście już teorię o tym, że sprzęt jest w stanie narzucić fotografowi styl pracy i zdaje się, że nie inaczej jest w tym przypadku.
Będzie to raczej aparat dla tych, którym bardziej zależy na oddawaniu ogólnego ducha, nastroju chwil niż upiększaniu zastanej rzeczywistości.
Zauważyłem, że XT4 ma jeszcze jedną przydatną cechę: zachęca do fotografowania. Nie ze wszystkimi aparatami mam tak, że wystarczy spojżeć by poczuć potrzebę natychmiastowego włączenia. Z modelem Fuji XT4 akurat tak jest, Ufam, że nie jest to sprawa designu, lecz ogólne dobre wrażenia z użytkowania.
1 komentarz
Czy X-T4 na dzień dzisiejszy nadałby się na podstawowy aparat dla początkującego fotografa ślubnego? Można spotkać sporo opinii, że jego autofocus pozostawia wiele do życzenia. Czy warto dopłacać do X-H2/X-H2S?