Fotografia: jak zacząć?
Śmiali się gdy mówiłem, że zostanę fotografem. A potem zobaczyli moje zdjęcia, miejsca w których fotografuję i stawki jakie biorę za usługę.
W fotografii nic nie dzieje się przez przypadek. Zawsze jest to wynik ciężkiej pracy, niezależnie czy mówimy tu o postępach czynionych w samym fotografowaniu czy jeśli mowa o przedsiębiorczej stronie naszego zajęcia.
Tym razem zajmiemy się tą drugą stroną. Biorę się za to ponieważ było to dla mnie najtrudniejsze. Nie wyniosłem tego z domu i być może masz podobnie:
- brak wzorców przedsiębiorczości w rodzinie
- wiedza o podatkach mniejsza od zera
- uważałem, że nie ma rynku na moje fotografie
- nic nie wiedziałem o marketingu
- wydałem dużo pieniędzy na niewłaściwy sprzęt
- odczuwałem brak pewności siebie
Najgorszy z tego wszystkiego był brak planu. Dziś wiem, że niektórych spraw nie da się przeskoczyć. Nie da się stworzyć silnej marki fotograficznej w dwa miesiące czy nawet zgromadzić wokół siebie dużej publiki w pół roku.
Jednak gdy ma się konkretny plan na siebie, silne postanowienie realizacji, odrobinę cierpliwości i umiejętność analizowania postępów to sprawy zdecydowanie mogą pójść mocno do przodu.
Na początek: mam złą wiadomość
W wolnym czasie zamiast muzyki musi towarzyszyć ci audiobook, poradnik fotograficzny z YouTube, podcast lub inny format, w który wiedza fotograficzna lub ta dotycząca pracy jako fotograf będzie wsiąkać w twój umysł.
Marnujemy stanowczo zbyt dużo czasu na różne seriale i odświeżanie mediów społecznościowych, oczekując że nasze marzenia same się zrealizują.
Błędne koło
Weźmy za przykład sytuację bez wyjścia z jaką mierzy się każdy początkujący fotograf: brak portfolio to brak zleceń, brak zleceń to brak portfolio.
Albo już przerabialiście to, albo macie to właśnie przed sobą. Pocieszające jest to, że każdy (dosłownie!) fotograf musi przez to przejść. A rozwiązanie jest jedno i co ciekawe łączy się z szerszym tematem.
Jak zbudować fajne portfolio nie mając na początku zleceń?
Pierwsza pułapka: myślenie, że zlecenia robią nam portfolio. Z podcastu wiem, że nad portfolio fotografowie pracują po godzinach. Polecam odcinek z Weroniką z Wuka Studio: wątek o inwestycji czasu i pieniędzy.
Wiele razy słyszałem historię o inwestowaniu (relatywnie) dużych pieniędzy w realizację własnych zleceń, które potem stanowią pewnego rodzaju wabik na klientów.
To właśnie takie historie, sesje, pojedyncze ujęcia trafiają na blog, Instagram lub inne strony internetowe fotografów. Stając się potem zbiorem zwanym przez nas portfolio.
Z czasem, gdy fotograf ślubny czy rodzinny nabiera wiatru w żagle i otrzymuje coraz więcej ciekawych propozycji, portfolio może podryfować w stronę zdjęć realizowanych na płatnych zleceniach, ale tego też nie byłbym pewny na 100%.
Jedno jest pewne, praca nad portfolio to rzecz która wymaga przynajmniej inwestycji czasu i musi wynikać z twojej aktywności. Tu nie może być mowy o przypadku bo zlecenia mogą być najróżniejsze. Nawet fotografując tak zwane elity natkniesz się na zlecenia, których nie będziesz chciał umieszczać na stronie.
Dlatego najlepszą opcją na start lub rozwijanie portfolio jest przeszukiwanie Insta przez lokalne hasztagi. W ten sposób można znaleźć sobie sporą grupę modeli pod kolejne sesje. To w jaki sposób rozwinąć konto z takim zasobem zdjęć opisałem w poradniku “Jak prowadzić Instagram”.
Kiedy najlepiej ruszyć ze stroną internetową?
Niektórzy myślą, że strona www to przestarzałe podejście. Wystarczy oprzeć się na mediach społecznościowych i sprawa załatwiona.
Nie zrozumcie mnie źle, tak się da. Przykładem może być choćby Marta Kowalska której możecie posłuchać w jednym z archiwalnych odcinków Niezłych.
Problem może pojawić się gdy przytrafi nam się historia podobna do tej, którą miały Iwona Podlasińska (która straciła konto z 80 tysiącami fanów) albo Kasia Budzik.
Problem w tym, że konto na mediach społecznościowych należy traktować jak wynajęte biuro. Robisz w nim interesy, ale nie należy do ciebie i właściciel może cię wyprosić w każdej chwili.
Czego unikać?
Korzystanie z mediów społecznościowych to (dla fotografa) możliwość użycia dźwigni. Ruch na swojej stronie internetowej wypracowuje się latami za pomocą SEO a “fani do wzięcia” w takich miejscach jak Instagram już tam są.
Więc nawet jeśli dla mnie najmocniejszym kanałem sprzedaży od zawsze jest własna strona www to unikałbym lekceważenia którejkolwiek z metod dotarcia do potencjalnych klientów.
No, może poza jedną…
Chodzi mi tu o opcje reklamowe oferowane przez portale branżowe.
Dla przykładu: strony ślubne sprzedające możliwość prezentowania swojej oferty. Płacisz spory abonament za obietnicę wyświetlenia baneru setkom tysięcy osób odwiedzających dany portal.
Kilka lat temu była to super opcja. Dziś lepiej te pieniądze zainwestować w reklamę przez FB, która trafi bezpośrednio do zainteresowanych. Więcej tutaj oraz druga rozmowa o reklamie na FB.
Kluczowe są dobre relacje
Wszystko o czym do tej pory pisałem to sprawa techniczna. Z dobrym planem da się to zrobić bez większych problemów.
Czym zupełnie innym jest sprawa związana z obsługą klientów. Zarówno tych potencjalnych jak i tych, którzy ostatecznie zdecydują się na sesję naszego autorstwa.
Jak nawiązać głębszą relację po zapytaniu o termin? Śmiem twierdzić, że wszystko zaczyna się od tego w jaki sposób komunikujemy się z klientami na długo przed zapytaniem.
Wspominałem już, że u mnie najsilniejszym punktem jest strona. Przeczytajcie sobie ten wpis na blogu i zastanówcie się kogo on zainteresuje. Jaki rodzaj ludzi?
Tak, wiem że nie wszystkich. Język jakim opowiadam o zdjęciach “kupi” zaledwie garstka “zakręconych wariatów”, ale o to właśnie chodzi.
Sposób pisania, to jak opowiadasz o swoich zdjęciach to pierwszy filtr. Ludzie, którzy piszą by dowiedzieć się więcej są już mocno “zmiękczeni”.
Odpisując na ich wiadomości nie muszę się nadmiernie przedstawić, pisać jaki mam styl i tak dalej. Oni już dobrze wszystko rozumieją, ale nie znaczy to że spoczywam na laurach.
Tworząc odpowiedzi na maile szukam cech / punktów wspólnych.
Pisze do mnie miłośniczka koni? Ok, to jej opowiem o pasji moich córek które zdobywają odznaki jeździeckie. Pisze do mnie para, która chce jechać do ślubu klasykiem motoryzacji? Możliwe, że usłyszą o mojej przygodzie z odkręcaniem jednej śrubki która skończyła się rozebraniem całego przodu w aucie.
Nie mam arsenału historii na każdy rodzaj klienta, ale staram się w ich wiadomościach znaleźć cokolwiek co mogłoby nas połączyć.
Tak bym nie był jednym z wielu fotografów, do których piszą – lecz tym ciekawym gościem, który intryguje do dalszej wymiany zdań.
Daj sobie czas, nie rzucaj pracy, pracuj po godzinach, odkrycie najlepszej dla siebie specjalizacji i stylu nie przychodzi łatwo.
Postaw na treść, odpowiadaj na blogu (lub w zakładce FAQ) na najczęściej stawiane pytania. Wiedza staje się dziś cennym towarem, nie tylko takim na sprzedaż, ale takim który tę sprzedaż wyzwala.